Recenzja filmu

Łowca (2011)
Daniel Nettheim
Willem Dafoe
Frances O'Connor

Flora i fauna

"Łowca" to film surowy oraz – pomimo wątku fantastycznonaukowego – śmiertelnie poważny. Uporczywie brnie do przodu z patosem na grzbiecie, i nie schodzi z obranego toru. W przeciwieństwie do
"Jeżeli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze". W australijskiej produkcji ta  –  umówmy się – definicja, sprawdza się wybornie. Smród brudnej forsy wyciska obfite łzy. Julia Leigh i Daniel Nettheim wykorzystują tygrysa tasmańskiego (ostatni osobnik padł w 1936 roku), aby obnażyć zwierzęcy instynkt swoich bliźnich. Twórcy obsadzają norkę tej niewinnej istoty archetypami chciwych zwyrodnialców i doprawiają całość żółcią, kipiącą wśród miejscowej (tasmańskiej) ludności.

   


"Łowca" to film surowy oraz – pomimo wątku fantastycznonaukowego – śmiertelnie poważny. Uporczywie brnie do przodu z patosem na grzbiecie, i nie schodzi z obranego toru. W przeciwieństwie do głównego protagonisty, który, z niemałym bagażem wątpliwości, będzie musiał zdecydować, komu odebrać życie, żeby przetrwać.

Pierwszy krok na drodze do Tasmanii stawiamy w paryskim hotelu. Martin David (Willem Dafoe) zostaje zatrudniony przez firmę biotechnologiczną. Zadanie do najłatwiejszych nie należy, bo celem jest zwierzę widmo – Tassie. Profesjonalista-samotnik bez zastanowienia pakuje walizki, wsiada do samolotu i zaciera ręce na myśl o pokaźnym wynagrodzeniu.

Czy pod skorupą bezwzględnego twardziela ukrywa się wrażliwiec? Facet odstrzeliwuje jedno słodkie zwierzątko za drugim i zastawia pułapki, ale rozkoszna aura naszej sympatii nie odstępuje go nawet na krok. Daniel Nettheim poświęca mnóstwo miejsca psychologizmowi tytułowej postaci. Częściej skupia się na zagubionym mężczyźnie niż łowcy-ascecie.

Dafoe z łatwością odnajduje się w roli oziębłego kłusownika o wielkim sercu. Ze sceny na scenę przechodzi fantastyczne metamorfozy. Z czułością organizuje rozrywkę dla osamotnionych dzieciaków, to znów wypruwa flaki z kangura. Powściągliwość w szastaniu emocjonalnymi wybuchami pozwoliła mu wykreować postać szczerą oraz niezwykle magnetyzującą.

   


Adaptacja powieści Julii Leigh w bardzo kameralny sposób otwiera przed nami widokówkę majestatycznej natury. Nie znajdziecie tutaj zawrotnej akcji i fajerwerków. Nettheim unika melodramatycznych banałów. Potencjalny wątek romantyczny spienięża na polu miłości ojcowskiej.  W "Łowcy" (na pierwszym planie) człowiek siłuje się z Matką Naturą, jednakże problematyka jest tutaj rozczłonkowana. Film urokliwie puentuje nasze czasy. Jest także świetną satyrą na żądnych krwi rekinów finansjery. Łapcie za przynętę!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Autentyczne nagrania ukazujące ostatniego tygrysa tasmańskiego w niewoli mają nas wprowadzić w chwilową... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones